Gibała: Chcę pokazać, że w Krakowie nadszedł koniec epoki boomerów

Czas miękkiej gry się skończył. I już takiej nie prowadzę – mówi w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Łukasz Gibała, kandydat niezależny na prezydenta Krakowa. W II turze zmierzy się 21 kwietnia z kandydatem KO, Aleksandrem Miszalskim.

Publikacja: 17.04.2024 04:30

Łukasz Gibała, niezależny kandydat na prezydenta Krakowa

Łukasz Gibała, niezależny kandydat na prezydenta Krakowa

Foto: tv.rp.pl

Jaki jest pana pomysł na wygraną w II turze i zdobycie prezydentury w Krakowie?

Po pierwsze, rozmawiam – i to bezpośrednio – z wyborcami wszystkich kandydatów, którzy odpadli w I turze. I to nie wyłączając nikogo. Przekonuję ich, chcę ich przekonać do tego, że Kraków potrzebuje niezależnego prezydenta, niepartyjnego. Że w moim Krakowie będzie miejsce dla wyborców PiS, Platformy, Konfederacji, Trzeciej Drogi i Lewicy. Przekonuję też do tego, że jeśli wygra mój kontrkandydat, to część z tych wyborców może poczuć się wykluczona. Po drugie, przekonuję, że Kraków potrzebuje prawdziwej zmiany, a nie kontynuacji. Bo mój kontrkandydat Aleksander Miszalski był radnym wybranym z list prezydenta Jacka Majchrowskiego i go popierał. To pierwsza rzecz. Po drugie, mobilizuję moich własnych wyborców, o których wiem, że nie głosowali. Wiem skądinąd, że takich ludzi jest w Krakowie bardzo wielu. Spotykam się z nimi w trakcie kampanii bezpośredniej i mówią mi, że nie głosowali 7 kwietnia, bo byli przekonani, że i tak wejdę do II tury. Mobilizuję ich argumentami o mojej bezpartyjności i tym, że jestem kandydatem zmiany. I tym, że nie może być już teraz żadnego swobodnego podejścia do głosowania.

Pana konkurent mówi, że ma pan poparcie Beaty Szydło i Barbary Nowak. To jak z tą apartyjnością?

Odpowiadam na to tak: mam bardzo szerokie poparcie. Popiera mnie też posłanka partii Razem Daria Gosek-Popiołek, radni z Nowoczesnej, którzy byli w tej partii, ale zostali zmuszeni do odejścia. Popierają mnie ruchy miejskie i rzeczywiście od pewnego czasu popiera mnie – przed II turą – lokalna struktura PiS oraz kilku lokalnych polityków PiS. To bardzo miękkie poparcie, bo lokalnie PiS podkreśla, że trzeba iść na wybory 21 kwietnia i nie można popierać Miszalskiego. Rozumiem, że PiS wybiera mnie – ze względu na swoją świętą wojnę z PO – jako mniejsze zło w mieście. Ja jednak stanowczo deklaruję: nikt z PiS nie będzie zajmował żadnych stanowisk w mojej administracji prezydenckiej, jeśli wygram wybory. Takie pogłoski się pojawiły i ja stanowczo temu zaprzeczam. Stanowiska w administracji będą obsadzone przez niezależnych, bezpartyjnych ekspertów. Podkreślam: nie rozmawiałem z władzami PiS, nie umawiałem się, nie wysyłałem żadnych emisariuszy. I nie mam z PiS żadnych ustaleń. To poparcie jest poparciem tylko w jedną stronę.

Z drugiej strony, jeśli zostanie pan prezydentem, to będzie musiał pan ułożyć się z Radą Miasta. A tam jednoznaczną większość ma PO. Będzie pan w stanie się z PO w Radzie porozumieć?

Niestety, te emocje w kampanii rosną. Mam nadzieję, że po wyborach takie porozumienie będzie możliwe – że będzie można usiąść do stołu i rozmawiać. Jestem na takie rozmowy z PO w Radzie Miasta otwarty. I mam nadzieję, że PO nie przekroczy kolejnych granic. O Krakowie zawsze trzeba rozmawiać. PO ma teraz większość. Brak porozumienia będzie oznaczał impas. Będą potrzebne kompromisy. Ale od razu podkreślam: w ramach tych kompromisów nie ma mowy o posadach czy synekurach dla członków PO. Istotą mojego kandydowania jest to, by w Krakowie rządzili fachowcy, a nie ludzie z partyjną legitymacją.

O Krakowie zawsze trzeba rozmawiać. PO ma teraz większość. Brak porozumienia będzie oznaczał impas. Będą potrzebne kompromisy.

Jak rozumiem, to dotyczy wszystkich partii. Partii Razem też?

Tak. Wszystkich. Razem, Lewicy, Trzeciej Drogi. Nie ma mowy o tym, by ktoś z legitymacją partyjną był wiceprezydentem, prezesem którejś ze spółek czy jednostek miejskich. Rozmowy o tym są wykluczone. Wolałbym nie mieć większości w Radzie Miasta niż toczyć takie rozmowy.

Miszalskiego wspierają liczni politycy KO. Od Tuska po ministrów i wiceministrów. W I turze to zdało egzamin, patrząc na wynik kandydata KO.

PO rzeczywiście rzuciła na Kraków ogromne siły. Co chwila przyjeżdża ktoś spoza Krakowa, próbuje przelać swoją popularność na Miszalskiego, który jest relatywnie mało znany. I rzeczywiście w I turze to okazało się skuteczne. Ale dlatego jednym z elementów mojej kampanii jest przekonywanie wyborców, że to nie jest dobry pomysł, by ludzie spoza Krakowa współdecydowali o mieście i o tym, kto tu rządzi. Nagłaśniamy i podkreślamy to, że nie chcemy, by to Warszawa rządziła Krakowem. Chcemy, by prezydent w Krakowie był wybrany oddolnie, a nie dlatego, że popiera go ktoś z Gdańska, Warszawy czy Poznania.

Wyciągnął pan wnioski z kampanii przed I turą? Był pan faworytem, a zajął drugie miejsce. Ma pan poczucie popełnienia jakiś błędów?

Tak, błędy popełniłem – nie my jako sztab, ale ja. Bo to ja ponoszę pełną odpowiedzialność za wynik. Doradcy doradzają raz lepiej, raz gorzej. Ale to ja podejmowałem decyzje. Byłem zbyt miękki, zbyt delikatny. PO się nie certoliła. Nie brała jeńców. Tak samo nie brali jeńców inni, jak jeden z deweloperów, który przeprowadził brudną, negatywną kampanię wobec mnie na dużą skalę. To było przekroczenie wszelkich granic. PO za to zalała całe miasto outdoorem niezgodnym z uchwałą krajobrazową. My tego outdooru mieliśmy bardzo mało. Bo mi było po prostu głupio wywieszać plakaty, skoro wcześniej Rada Miasta rękami moimi i PO zakazała, by takie plakaty wieszali przedsiębiorcy. To był błąd. Okazało się, że trzeba grać ostro.

PO się nie certoliła. Nie brała jeńców. Tak samo nie brali jeńców inni, jak jeden z deweloperów, który przeprowadził brudną, negatywną kampanię wobec mnie na dużą skalę.

Z tego co widziałem, te pana plakaty się pojawiły.

To jest ta zmiana strategii, o której mówiłem. Zapytałem o to ludzi w social mediach – czy w związku z tym, że są nierówne szanse, na dwa tygodnie nie poświęcić estetyki miasta (i tak zaklejonego plakatami Miszalskiego) na rzecz równych szans, czyli tego, co jest fundamentem demokracji. Około tysiąca osób wzięło udział w głosowaniu, przytłaczająca większość była za wieszaniem plakatów kosztem estetyki. Każdy może się do nas zgłosić i taki banner powiesimy. Było już ponad 500 zgłoszeń, cały czas spływają kolejne.

Czyli koniec miękkiej gry w Krakowie.

Tak. Czas miękkiej gry się skończył. I już takiej nie prowadzę. Innym elementem tej nowej rozgrywki jest nagłaśnianie pewnych faktów, które moim zdaniem świadczą o braku wiarygodności Miszalskiego. Wcześniej skupialiśmy się na pozytywnych postulatach. Teraz nagłaśniamy też pewne bulwersujące fakty z przeszłości kontrkandydata. Uważam, że mieszkańcy mają prawo do świadomego wyboru. A elementem tego jest też pełna wiedza o kandydatach.

A ma pan do siebie pretensje, że dopiero niedawno zwrócił pan ojcu pożyczkę?

Tak. To był jeden z głównych wątków kampanii negatywnej wobec mnie. Wypominanie mi, że moje firmy były zadłużone, nie było całkiem zgodne z prawdą. Zaciągnąłem pożyczkę inwestycyjną na rozwój firmy. To w biznesie coś normalnego. Skoro jednak budziło to takie kontrowersje, to pożyczkę spłaciłem, moje plany nie dojdą do skutku. Ale mam do siebie pretensje, że nie przewidziałem tego przed kampanią – że taki atak może na mnie pójść. Powinienem ją spłacić dużo wcześniej.

Zaciągnąłem pożyczkę inwestycyjną na rozwój firmy. To w biznesie coś normalnego. Skoro jednak budziło to takie kontrowersje, to pożyczkę spłaciłem, moje plany nie dojdą do skutku.

W rozmowach z ludźmi w Krakowie dowiedział się pan czegoś nowego?

Tak. Mnóstwa rzeczy, głównie ultra-lokalnych tematów. Rozmawiałem raz ze starszym małżeństwem, które opowiedziało mi o problemach na swoim osiedlu – w TBS, w którym często podnoszone są czynsze i opłaty. Albo panią, która handluje kwiatami od ponad dziesięciu lat. Wcześniej straż miejska przymykała na to oko, ostatnio strażnicy zrobili się dużo bardziej surowi, o czym wcześniej nie wiedziałem. Te rozmowy zawsze przynoszą coś nowego, mimo że zajmuję się sprawami Krakowa od ponad dekady.

A ludzie pytają o to, czy mimo tej twardej gry będzie pan w stanie np. o sprawach miasta rozmawiać w przyszłości z premierem Tuskiem?

Jestem w stanie takie rozmowy sobie wyobrazić. Tusk może być premierem dużo dłużej niż do 2027 roku. Albo będzie premierem krócej, polityka jest w pewnej mierze nieprzewidywalna. Cały czas, gdy będzie premierem, wyobrażam sobie merytoryczną rozmowę o sprawach miasta, np. o budowie metra w Krakowie. Jak rozumiem jego wypowiedzi, to Tusk zapowiedział, że pieniądze mogą być przyznane miastu, nie tylko gdy wygra Miszalski, ale niezależnie od tego, kto zostanie prezydentem. Będę chciał tę obietnicę wyegzekwować. Mam nadzieję, że PO będzie postępowała w taki sposób, że nie będzie faworyzowała miast, w których są włodarze z jej partyjną legitymacją. Zresztą, jeśli wygram wybory, to też będę chciał rozmawiać z posłem Miszalskim. Oczekuję, że będzie spełniał swoje obietnice zabiegania w Warszawie o sprawy Krakowa jako poseł.

Czytaj więcej

Miszalski: Gibała? Nie zdziwię się jak poprze go Konfederacja

Jak się wydaje, głównym zmartwieniem, jeśli chodzi o sprawy miejskie i miejskie polityki, są mieszkania. Widzi pan wyjście z tego mieszkaniowego impasu?

Jedynym sposobem rozwiązania tego problemu jest stymulowanie podaży, a nie popytu. PO realizuje tymczasem w rządzie jeszcze bardziej agresywny program popytowy, czyli kredyt 0 procent. To zysk tylko dla deweloperów i dla banków. Uważam, że z tego programu należy natychmiast zrezygnować. Państwo i samorządy powinny także budować mieszkania. A państwo powinno wprowadzić podatek od zakupu kolejnych mieszkań, może od drugiego czy trzeciego. Tak, by ludziom przestało się opłacać inwestowanie w mieszkania, by mieszkania przestały spełniać cel inwestycyjny. W Polsce niech będzie jak najwięcej bogatych ludzi, ale niech inwestują w akcje czy obligacje, a nie w mieszkania. Teraz jest na odwrót, ale trudno mieć pretensje do ludzi, że wykupują po kilkanaście mieszkań, które później stoją puste. Według szacunków tylko w Krakowie takich mieszkań jest około 60 tysięcy. Jeśli będę prezydentem Krakowa, to na pewno miasto uruchomi bardzo ambitny program budowy mieszkań na tani wynajem – wzorem Wiednia – który zwiększy podaż.

A jaki klucz do tego, by wykorzystać w pełni potencjał Krakowa? By nie był tylko turystycznym samograjem. A może nawet turystyczną wydmuszką.

Żadne miasto nie osiągnęło wysokiego poziomu życia tylko za sprawą rozwoju turystyki. Czy Wenecja jest dla mieszkańców, czy dla turystów? Tylko dla turystów. Centrum Krakowa się wyludnia, podobnie jest w Wenecji. Zostało zawłaszczone przez turystów. I to jest zjawisko bardzo niedobre. Nie tylko z nim nie walczono – dotyczy to też Miszalskiego, który był sojusznikiem Jacka Majchrowskiego – ale też władze miasta to wspierały. To było najprostsze, by generować dochody, ale cierpieli na tym mieszkańcy. Ten trend trzeba odwrócić. I centrum przywrócić mieszkańcom. Obawiam się, że jeśli wygra Miszalski, to będzie odwrotnie. On sam przez media określany jest jako „hostelowy baron”.

Sam Miszalski się z tym nie zgadza.

Tak nazywają go media. Nie ja to wymyśliłem. Prowadził kilka firm, które zajmowały się m.in. prowadzeniem hosteli w Krakowie. To w dużej mierze służyło tym, którzy organizują w Krakowie wieczory kawalerskie czy panieńskie. Wiadomo, do czego to prowadzi. W centrum miasta nie da się normalnie żyć.

Czytaj więcej

Miszalski musi sprostować kłamstwa, które powiedział o Gibale. Jest orzeczenie sądu

Na koniec pytanie o beton. Mentalny. Ma pan pomysł, jak Kraków odbetonować w tej sferze?

Trzeba przewietrzyć magistrat. Dać szansę urzędnikom średniego szczebla, którzy się zderzają z tym betonem na wyższych stanowiskach. Mówię o prezesach, szefach spółek miejskich, wiceprezydentach, prezydencie. Obawiam się, że jeśli wygra Miszalski, to będzie ten sam układ personalny. Moje zwycięstwo to szansa na zmianę, na stopniowe i powolne odbetonowanie mentalnego betonu w Krakowie.

Miszalski mówi, że to rewolucja. Ryzykowna.

Ja bym powiedział, że to, co Miszalski nazywa ewolucyjną zmianą, to zmiana pozorna. On realnie niczego nie chce zmieniać. Współrządził tym miastem przecież długi czas jako PO. Więc z tego punktu widzenia najlepiej by było tak, jak jest. Dla PO każda zmiana to rewolucja, bo przez 20 lat wszystko było w tych samych trybach. Moim zdaniem w Krakowie jest wybór między kontynuacją a rozsądną zmianą.

Parking przed magistratem zmieni się w ogród, gdy pan wygra? Tak pan deklarował przed kampanią.

To się nie zmienia. To będzie symboliczna decyzja. I pokaże zmianę mentalną. Dla prezydenta Majchrowskiego było nie do pomyślenia, że pod magistratem nie będzie mógł parkować swoim lexusem. Taki projekt – tego skweru – zgłaszali mieszkańcy w budżecie obywatelskim, ale nie był nawet poddawany pod głosowanie, odrzucano go na etapie weryfikacji. Chcę pokazać, że w Krakowie nadszedł jednak koniec epoki boomerów.

Jaki jest pana pomysł na wygraną w II turze i zdobycie prezydentury w Krakowie?

Po pierwsze, rozmawiam – i to bezpośrednio – z wyborcami wszystkich kandydatów, którzy odpadli w I turze. I to nie wyłączając nikogo. Przekonuję ich, chcę ich przekonać do tego, że Kraków potrzebuje niezależnego prezydenta, niepartyjnego. Że w moim Krakowie będzie miejsce dla wyborców PiS, Platformy, Konfederacji, Trzeciej Drogi i Lewicy. Przekonuję też do tego, że jeśli wygra mój kontrkandydat, to część z tych wyborców może poczuć się wykluczona. Po drugie, przekonuję, że Kraków potrzebuje prawdziwej zmiany, a nie kontynuacji. Bo mój kontrkandydat Aleksander Miszalski był radnym wybranym z list prezydenta Jacka Majchrowskiego i go popierał. To pierwsza rzecz. Po drugie, mobilizuję moich własnych wyborców, o których wiem, że nie głosowali. Wiem skądinąd, że takich ludzi jest w Krakowie bardzo wielu. Spotykam się z nimi w trakcie kampanii bezpośredniej i mówią mi, że nie głosowali 7 kwietnia, bo byli przekonani, że i tak wejdę do II tury. Mobilizuję ich argumentami o mojej bezpartyjności i tym, że jestem kandydatem zmiany. I tym, że nie może być już teraz żadnego swobodnego podejścia do głosowania.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Michał Szułdrzyński: Dlaczego Donald Tusk woli mówić o Obajtku, a Jarosław Kaczyński o CPK
Polityka
Jarosław Kaczyński dociska posłów w eurokampanii
Polityka
Spotkanie Dudy z Tuskiem. Prezydent znów zaprosił premiera
Polityka
Orlen, stracone 1,6 mld zł i związki z Hezbollahem. Samer A. przerywa milczenie
Polityka
Jarosław Kaczyński: My wprowadzilibyśmy 60 tys. zł kwoty wolnej, Polska dogoniłaby Anglię
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO