– Euro to waluta dla bardzo silnej gospodarki. My takiej gospodarki w tej chwili nie mamy, chociaż szybko idziemy do przodu, i w związku z tym w żadnym wypadku nie możemy takiej decyzji (o przyjęciu euro – red.) podejmować – przekonywał w listopadzie na jednym ze spotkań z wyborcami prezes PiS Jarosław Kaczyński. Powtórzył też opinię, którą głosił już w poprzednich latach, że wprowadzenie euro mogłoby się stać dla Polski opłacalne, gdybyśmy pod względem PKB na mieszkańca dogonili Niemcy.
Czytaj więcej
1 stycznia wspólną walutę wprowadziła u siebie Chorwacja. Czyżby niemal wszyscy w Europie, godząc się w sprawie wspólnej waluty, byli bez rozumu i tylko partia prezesa Kaczyńskiego miała rację, broniąc złotówki?
Cytat z Kaczyńskiego znalazł się wśród pięciu tez dotyczących wprowadzenia euro w Polsce, które przedstawiliśmy do oceny uczestnikom panelu ekonomistów „Rzeczpospolitej”. Jak się okazuje, nie zgodził się z nim żaden spośród 34 naukowców, którzy wzięli udział w tej sondzie, a tylko czworo miało wątpliwości (wybrało opcję „nie mam zdania”).
Nie ma na co czekać?
– Korzyści z przyjęcia euro są szczególnie duże w przypadku krajów biedniejszych. Nie powinniśmy czekać, aż pod względem PKB per capita zrównamy się z Niemcami – wyjaśnia prof. Cezary Wójcik ze Szkoły Głównej Handlowej, który w przeszłości był dyrektorem biura ds. integracji ze strefą euro w Narodowym Banku Polskim.
– Żaden z krajów, które przystąpiły do UE w czasie i na warunkach porównywalnych do Polski, nie przyjął takiego kryterium wejścia do strefy euro. Zależność jest raczej odwrotna: przyjęcie euro powinno sprzyjać doganianiu krajów bardziej rozwiniętych – dodaje prof. Marian Gorynia z Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu, prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego.